Kwiecień plecień poprzeplata trochę Jogi trochę Lisy- kata.
Początek kwietnia rozpoczął się wkroczeniem w ciemną otchłań, kiedy to Małgosia leżała w niemocy i zastanawiała się nad sensem tego wszystkiego. Dnia piątego owego miesiąca strząsnęła z siebie ostatnie okruszki ciastek i uznała, że należy powrócić na drogę chwały i sukcesów. Skontaktowała się z Lisą, która jak zawsze wiernie czekała na nią z dużą dawką energii. Mocne uderzenie było jak kubeł zimnej wody.... a może nie była to zimna woda, a ciepły pot. W każdym razie było mokro. Mokro i ciężko, ale i szczęśliwie. Małgosia powróciła też do klubów, gdzie na matach robiła skręty, mostki i szpagaty. Dodatkowej siły dodawała jej myśl, że to już ostatni taki katorżniczy miesiąc. O jej odejściu z klubów dowiedziały się klientki, które obrażaniem, tupaniem a nawet słodkimi uśmiechami próbowały ją namówić do "jeszcze jednego miesiąca". Małgosia była jednak twarda jak brzuch Lisy - nie poddała się i dnia 30 poprowadziła ostatnie zajęcia. Był pot, był ból i były łzy satysfakcji. Miesiąc zakończony sukcesem sportowym.
Coś i drgnęło w żywieniu. Małgosia zaniepokojona brakiem efektów rozpoczęła edukację własną z żywienia. Liczyła, zapisywała, czytała. Zadawała pytania i szukała odpowiedzi. Dowiedziała się więcej o białku, a nawet zakupiła trochę specyfików. Popełnia błędy, bo jest małą, słabą kobietką, ale się nie poddaje, bo jest dużą, silną babką.
c.d.n.
Ja tu widze, że jak 5go drgęło pod tymi okruszkami, to poleciało 16 dni pod rząd... :O I to w większości z Lisą, łomamo... ostro :D
OdpowiedzUsuńPotrzebne było mocne "wytrzęsienie" okruszków;)
Usuń:)
OdpowiedzUsuń