piątek, 11 października 2013

Kryzys nr 1

Umieram.
Umieram sobie skrycie schowana za ogromnym kubkiem kawy.
Zmęczenie związane z pracą, domem i ćwiczeniami dało o sobie znać.
I tak pojawiają się:
- opuszczone, 
- zamienione, 
- skrócone treningi.
Każdy centymetr mojego ciała woła o odpoczynek. Oczy się zamykają. Mięśnie bolą i wiem, że najlepszym ruchem jaki byłby teraz dla mnie wskazany jest sprint. Sprint prosto do łóżka. Czy jest to wina Insanity? I tak i nie. Druga część Insanity jest znacznie cięższa i dłuższa. Ćwiczenia trwają już około godziny, a nie skromne 40 min jak było na początku. Są ciężkie, są wyczerpujące, ale są też do zrobienia. To czego Shaun T nie przewiduje to inny rodzaj aktywności fizycznej. Zakłada bowiem, że całą siłę należy włożyć w trening Insanity, a pozostałe 23h powinno się odpoczywać.
A ja? Wstaję o 5 i z zalepionymi oczami idę z psem na spacer. Następnie ostatnim tchnieniem odpalam komputer i staram się trzymać tempo, ale połowę czasu spędzam na macie płacząc. Zazwyczaj przy końcowym rozciąganiu przestaję się nad sobą rozczulać i dołączam do ekipy. Szybka toaleta, szybkie śniadanie i biegiem do pracy. Po pracy spacer z psem, powrót i jazda na siłownię. Powrót i ostatni spacer z psem. Ze zmęczenia nie mogę spać. O 5 znów dzwoni budzik. I tak trwa ta karuzela. Co więc planuję? W miarę możliwości skończyć Insanity. Zostało bowiem niewiele- 3 tygodnie. Po zakończeniu zrobię sobie zasłużony odpoczynek! O takie kolejne wyzwanie sobie postawię.
Buźka
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz