piątek, 18 października 2013

Kompromis

Moja wewnętrzna instruktorka, ja oraz Shaun T. usiedliśmy razem i postanowiliśmy przedyskutować obecną sytuację. Każdy z nas miał inną wizje mojego wyzwania. Ja uważałam, że skoro zaczęłam to należy skończyć. Shaun T. , iż technika jest najważniejsza i należy dobierać wysiłek do swojej formy, a moja wewnętrzną instruktorka, że mam zdecydowanie za mało czasu na regenerację. Długo zastanawiałam się co właściwie powinnam zrobić i postanowiłam, że skończę 60 dni z Insanity, ale w swoim własnym tempie. Oznacza to, że wrócę do treningów z pierwszej części, które były lżejsze i dawały mi znacznie więcej przyjemności. 
Dlaczego nie chcę zrezygnować? Chyba przyzwyczaiłam się do codziennych treningów, które są tylko i wyłącznie dla mnie. Fakt, że pracuję jako instruktorka nie oznacza, że bardzo dużo ćwiczę. Sama powtarzam klientom, że zajęcia, które prowadzę nie są dla mnie ale dla nich. Ja swój trening zrobiłam teraz ich kolej. Dlatego na zajęciach często wstaję, chodzę po sali, poprawiam pozycje. W końcu to moja praca. A trening z Insanity jest tylko i wyłącznie dla mnie. Nie muszę nic mówić. Nie muszę myśleć jakie będzie następne ćwiczenie. Jedyne co muszę robić to odpalić filmik i uważnie słuchać tego co mówi Shaun T. Proste i przyjemne!
Drugim argumentem przemawiającym za kontynuowaniem wyzwania jest wiedza. Wiedza jaką będę mogła się podzielić z innymi, z klientami i z wami ( a dokładnie z Tobą Emilko, bo chyba jesteś jedyna moją czytelniczką:P). Czy warto, czy są efekty, dla kogo, na co uważać, plusy, minusy- to wszystko będę wiedziała, gdy faktycznie skończę program Insanity. Już teraz mam przemyślenia i uwagi, ale chcę je przygotować w piękne zestawienie:)
Jeszcze dwa tygodnie i wrzucam efekty:)
Całusy
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz