poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Instruktor też człowiek


Wielu osobom wydaje się, że instruktorki fitness mają wspaniałe życie. Wszystkie ćwiczenia przychodzą im z łatwością i się w ogóle nie męczą na zajęciach. Do tego mogą jeść wszystko na co mają ochotę. Bardzo często słyszałam od znajomych/ rodziny: "Tyle się ruszasz więc spokojnie możesz sobie pozwolić na dodatkową porcję". Nic bardziej mylnego. Jesteśmy jak wszystkie inne dziewczyny: tyjemy i chudniemy. Mamy lepsze i gorsze dni do ćwiczeń. Często musimy zagryźć zęby i pomimo bólu brzucha/ głowy/ kolana ćwiczyć dalej i motywować ludzi. Osobiście starałam się nie oszukiwać moich klientów. Często stawałam przed zajęciami i mówiłam, że dziś nie jest mój dzień i nie będę mogła wszystkich ćwiczeń zrobić. Co nie oznaczało, że im odpuszczałam! O nie! Podobno nawet w takie dni byłam znacznie gorsza ( w świecie klientów im gorsza tym lepsza- tłumaczenie fitnessowe). Dlaczego o tym piszę? Postanowiłam bowiem na łamach tego bloga uchylić wam nieco rąbka tajemnicy i pokazać życie instruktora od zaplecza. Stąd pomysł na serię postów "Z życia instruktora".

Obrazek pochodzi ze strony www.sportscoverdirect.com


Dziś chciałabym wam opowiedzieć o mojej największej wpadce instruktorskiej.

Pewnego wieczoru miałam kilka zajęć z rzędu. Były to zajęcia tego samego typu więc w przerwach pomiędzy nimi chodziłam rozmawiać ze starymi klientami bądź zapoznawałam się z nowymi. Traf chciał, że tego dnia na zajęcia przyszła moja koleżanka. Po godzinnym, ciężkim treningu wyszłyśmy spocone na korytarz i zaczęłyśmy rozmawiać. Takie różne babskie ploty o życiu. Siedząc tak na ławeczce spoglądałyśmy na przechodzących klientów. Właśnie mijało nas dwóch chłopaków. Mieli piękne pośladki co zauważyłam i głośno skomentowałam. Zauważyłam także, że ów panowie wchodzą do mnie na zajęcia co podwójnie mnie ucieszyło. Ruszyłam więc do sali. Wchodzę i staję jak wryta, gydż wszyscy w milczeniu wpatrywali się we mnie. Z dużą niepewnością zaczęłam przemieszczać się po sali wciąż poszukując powodu panującej ciszy. Wtedy jedna z klientek wskazała na mikrofon zawieszony na mojej szyi i szepnęła:
-  Zapomniałaś wyłączyć 
- …i faktycznie mają ładne pośladki- dodała po chwili i mrugnęła…

A wy znacie jakieś zabawne opowieści z siłowni bądź fitness clubów? Podzielcie się…

9 komentarzy:

  1. Ja zdecydowanie bardziej wolę biegać sam po lesie, nieopodal domu z słuchawkami w uszach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W lesie ciężko o zabawne historie. Chociaż ja kiedyś na łosia wpadłam. Więc i tam na swój sposób się dzieje;)

      Usuń
    2. W lesie też się może dziać :) szczególnie, kiedy to las do którego uczęszcza dużo biegaczy, rowerzystów :)

      Usuń
  2. Haha, opisem wpadki poprawiłaś mi humor do końca dnia! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, rozbawiła mnie Twoja wpadka :)
    Ja teraz ćwiczę tylko w domu i na dworze, więc nie byłam świadkiem podobnych historii, ale z chęcią poczytam więcej Twoich opowieści z instruktorskiego życia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha niezła wpadka :D fajnie poczytać coś niecoś na temat życia po drugiej "stronie lustra" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. hahaha :) Ja zawsze podziwiałam moje instruktorki za ten nieustanny uśmiech <3 Baaaardzo motywujące ;) A obecnie biegam więc sama jakoś się muszę motywować :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Uśmiałam się, no ale co w końcu nic złego nie powiedziałaś :)

    OdpowiedzUsuń