Wielu osobom wydaje się, że instruktorki fitness mają
wspaniałe życie. Wszystkie ćwiczenia przychodzą im z łatwością i się w ogóle
nie męczą na zajęciach. Do tego mogą jeść wszystko na co mają ochotę. Bardzo
często słyszałam od znajomych/ rodziny: "Tyle się ruszasz więc spokojnie
możesz sobie pozwolić na dodatkową porcję". Nic bardziej mylnego. Jesteśmy
jak wszystkie inne dziewczyny: tyjemy i chudniemy. Mamy lepsze i gorsze dni do
ćwiczeń. Często musimy zagryźć zęby i pomimo bólu brzucha/ głowy/ kolana ćwiczyć
dalej i motywować ludzi. Osobiście starałam się nie oszukiwać moich klientów.
Często stawałam przed zajęciami i mówiłam, że dziś nie jest mój dzień i nie
będę mogła wszystkich ćwiczeń zrobić. Co nie oznaczało, że im odpuszczałam! O nie!
Podobno nawet w takie dni byłam znacznie gorsza ( w świecie klientów im gorsza
tym lepsza- tłumaczenie fitnessowe). Dlaczego o tym piszę? Postanowiłam bowiem na
łamach tego bloga uchylić wam nieco rąbka tajemnicy i pokazać życie instruktora
od zaplecza. Stąd pomysł na serię postów "Z życia instruktora".
Obrazek pochodzi ze strony www.sportscoverdirect.com |
Pewnego wieczoru miałam kilka zajęć z rzędu. Były to zajęcia
tego samego typu więc w przerwach pomiędzy nimi chodziłam rozmawiać ze starymi
klientami bądź zapoznawałam się z nowymi. Traf chciał, że tego dnia na zajęcia
przyszła moja koleżanka. Po godzinnym, ciężkim treningu wyszłyśmy spocone na
korytarz i zaczęłyśmy rozmawiać. Takie różne babskie ploty o życiu. Siedząc tak
na ławeczce spoglądałyśmy na przechodzących klientów. Właśnie mijało nas dwóch
chłopaków. Mieli piękne pośladki co zauważyłam i głośno skomentowałam.
Zauważyłam także, że ów panowie wchodzą do mnie na zajęcia co podwójnie mnie
ucieszyło. Ruszyłam więc do sali. Wchodzę i staję jak wryta, gydż wszyscy w
milczeniu wpatrywali się we mnie. Z dużą niepewnością zaczęłam przemieszczać się
po sali wciąż poszukując powodu panującej ciszy. Wtedy jedna z klientek
wskazała na mikrofon zawieszony na mojej szyi i szepnęła:
- Zapomniałaś
wyłączyć
- …i faktycznie mają ładne pośladki- dodała po chwili i mrugnęła…
A wy znacie jakieś zabawne opowieści z siłowni bądź fitness
clubów? Podzielcie się…
Ja zdecydowanie bardziej wolę biegać sam po lesie, nieopodal domu z słuchawkami w uszach :)
OdpowiedzUsuńW lesie ciężko o zabawne historie. Chociaż ja kiedyś na łosia wpadłam. Więc i tam na swój sposób się dzieje;)
UsuńW lesie też się może dziać :) szczególnie, kiedy to las do którego uczęszcza dużo biegaczy, rowerzystów :)
UsuńHaha, opisem wpadki poprawiłaś mi humor do końca dnia! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się:)
UsuńHaha, rozbawiła mnie Twoja wpadka :)
OdpowiedzUsuńJa teraz ćwiczę tylko w domu i na dworze, więc nie byłam świadkiem podobnych historii, ale z chęcią poczytam więcej Twoich opowieści z instruktorskiego życia :)
Haha niezła wpadka :D fajnie poczytać coś niecoś na temat życia po drugiej "stronie lustra" :D
OdpowiedzUsuńhahaha :) Ja zawsze podziwiałam moje instruktorki za ten nieustanny uśmiech <3 Baaaardzo motywujące ;) A obecnie biegam więc sama jakoś się muszę motywować :D
OdpowiedzUsuńUśmiałam się, no ale co w końcu nic złego nie powiedziałaś :)
OdpowiedzUsuń