Wróciłam.
Wróciłam do pisania. Wróciłam na tego bloga. Wróciłam do ponownego odkrywania siebie.
Ostatnie pół roku było dla mnie niekończącą się drogą wzlotów i upadków. W tym czasie nauczyłam się wiele o sobie, o życiu, a nawet o zdrowiu i sporcie. Jest tyle rzeczy, które chciałabym opisać, że nawet nie wiem od czego zacząć.
Może jako pierwszy post (na rozruszanie) zacznę od mojej jogowej podróży.
W połowie roku 2014 zaczęłam szkolenie na nauczyciela jogi w szkole Open Mind. Na początku byłam zachwycona. Przykładałam się do nauki. Dużo czasu poświęcałam na własną praktykę. Stałam się spokojniejsza i bardziej świadoma swoich pragnień. Dlatego też postanowiłam odejść z biura i spełnić swoje marzenie o własnym studiu jogi i pilatesu. Po roku nauki rozeszły się moje drogi z metodą Iyengarą i odkryłam Vinyasa Power Jogę, w której się rozkochałam na dobre. Uzyskałam dyplom nauczyciela i zaczęłam prowadzić zajęcia w studiach fitness. W połowie roku 2015 rozpoczęłam poważne kroki w kierunku własnego studia i we wrześniu zaczęłam prowadzić zajęcia "u siebie". Niestety miejsce było zupełnie nietrafione. Było głośno (sąsiad Studio Tańca), zimno i wilgotno. Kolejne remonty wiązałyby się z dodatkowymi kosztami. A i tak byłam już spłukana. Musiałam więc szybko szukać nowego miejsca, a "zimnej i głośnej kanciapy" zrezygnować. I tu lekcja numer
1 Zawsze, ale to zawsze bierz wszystko na piśmie. Moja ufność i naiwność co do uczciwości innych kosztowała mnie kolejne pieniądze. Przeniosłam się jednak. Miałam swoje własne miejsce i myślałam, że będzie wszystko już wspaniale. Płaciłam rachunki, czynsze, opłaty za muzykę, wynagrodzenia, prowadziłam zajęcia, a w kieszeni nic nie zostawało. Musiałam więc wziąć dodatkowe godziny w klubach. Chyba nie muszę mówić do czego to doprowadziło. Nie miałam siły na swoją własną praktykę, zaczęłam się złościć na ludzi, zgubiłam swój spokój, a moja miłość do jogi powoli zaczęła zamieniać się w niechęć. I tu lekcja nr 2
Zanim zaczniesz zarabiać na swoim hobby dobrze to przemyśl.